2018-07-02, 09:50 AM
Mateusz, to nie przekłamania i nie oskarżenia. Wyrażam swoje zdanie na temat takiego zachowania. Uważam, że jest wiele spraw nieporównanie ważniejszych niż błędne oczekiwania odnośnie czasu końca. Tym bardziej, że było to wtedy wyjaśniane nie tylko w tym jednym artykule do którego się odnosisz. Ale nawet w nim (z roku 70) dość konkretnie na ten temat napisano:
„Czy z tego obliczenia wynika niezbicie, że w roku 1975 nastąpi ostateczny koniec obecnego systemu rzeczy? Ponieważ Biblia nie mówi tego wyraźnie, więc też nikt nie może twierdzić, że tak będzie.”
To tak jakbyś przez jeden błędny artykuł z rzetelnej gazety, który został jeszcze sprostowany potem w tej samej gazecie jak i dodatkowo innych mediach przestać ją czytać i przez pięćdziesiąt lat nadal przeżywał ten urywek który nie pasuje. Dziwne by to było. IMO
Kandydat na króla powiedział swoim przyjaciołom, że na pewno przyjdzie i obejmie władzę. Dał nakaz by wyczekiwali, dał pewne znaki przyjścia, ale nie powiedział konkretnie kiedy. Sam zresztą jeszcze wtedy nie wiedział. Data przyjścia była i jest zależna od kogoś większego niż on.
Daje im też zadanie i odchodzi.
Po wielu latach większość ludzi przyznających się do „znajomości” prowadzi zwykłe życie. Liczą na profity, ale nic albo prawie nic nie robią z tego co panujący już w oddali Król im zlecił.
Jest jednak grupa, która pilnie wyczekuje jego przyjścia i rozszerzenia władzy o teren na jakim żyją. Ma to realny wpływ na ich życie. Zdobywają się na wyrzeczenia, starają się naśladować Króla w postępowaniu, stosują się do jego zaleceń, obwieszczają jego przyjście i panowanie. Mówią o tym co trzeba robić by stać się jego podwładnymi.
Kto okaże się przyjacielem/znajomym/bratem jak Król przyjdzie panować?
Uważam, że ci co wyczekują i działają - mimo, że czasem nawet zaliczą jakąś wtopę - są prawdziwymi znajomymi i przyjaciółmi.
Czepianie się jakiejś ich wypowiedzi sugerującej okres przyjścia w kontekście wszystkich ich działań jest dziwne. Im dalej od tej wypowiedzi czepianie się jej staje się coraz bardziej śmieszne i wręcz żałosne.
Dlatego trudno mi nazwać obrażenie się o jakąś wypowiedź wyjaśnioną jeszcze przed czasem jakiego dotyczyła inaczej niż foch. Podobnie określiły to też znane mi osoby, które w latach 70tych odeszły, a potem wróciły do zboru.
Naprawdę nie rozumiesz, że rozkminianie po prawie pięćdziesięciu latach takiego czegoś jest żałosne?
Szczególnie w temacie wątku.
„Czy z tego obliczenia wynika niezbicie, że w roku 1975 nastąpi ostateczny koniec obecnego systemu rzeczy? Ponieważ Biblia nie mówi tego wyraźnie, więc też nikt nie może twierdzić, że tak będzie.”
To tak jakbyś przez jeden błędny artykuł z rzetelnej gazety, który został jeszcze sprostowany potem w tej samej gazecie jak i dodatkowo innych mediach przestać ją czytać i przez pięćdziesiąt lat nadal przeżywał ten urywek który nie pasuje. Dziwne by to było. IMO
Kandydat na króla powiedział swoim przyjaciołom, że na pewno przyjdzie i obejmie władzę. Dał nakaz by wyczekiwali, dał pewne znaki przyjścia, ale nie powiedział konkretnie kiedy. Sam zresztą jeszcze wtedy nie wiedział. Data przyjścia była i jest zależna od kogoś większego niż on.
Daje im też zadanie i odchodzi.
Po wielu latach większość ludzi przyznających się do „znajomości” prowadzi zwykłe życie. Liczą na profity, ale nic albo prawie nic nie robią z tego co panujący już w oddali Król im zlecił.
Jest jednak grupa, która pilnie wyczekuje jego przyjścia i rozszerzenia władzy o teren na jakim żyją. Ma to realny wpływ na ich życie. Zdobywają się na wyrzeczenia, starają się naśladować Króla w postępowaniu, stosują się do jego zaleceń, obwieszczają jego przyjście i panowanie. Mówią o tym co trzeba robić by stać się jego podwładnymi.
Kto okaże się przyjacielem/znajomym/bratem jak Król przyjdzie panować?
Uważam, że ci co wyczekują i działają - mimo, że czasem nawet zaliczą jakąś wtopę - są prawdziwymi znajomymi i przyjaciółmi.
Czepianie się jakiejś ich wypowiedzi sugerującej okres przyjścia w kontekście wszystkich ich działań jest dziwne. Im dalej od tej wypowiedzi czepianie się jej staje się coraz bardziej śmieszne i wręcz żałosne.
Dlatego trudno mi nazwać obrażenie się o jakąś wypowiedź wyjaśnioną jeszcze przed czasem jakiego dotyczyła inaczej niż foch. Podobnie określiły to też znane mi osoby, które w latach 70tych odeszły, a potem wróciły do zboru.
Naprawdę nie rozumiesz, że rozkminianie po prawie pięćdziesięciu latach takiego czegoś jest żałosne?
Szczególnie w temacie wątku.