2017-03-27, 12:05 PM
Matko święta potwora spaghetti, kto ma czas na takie analizy?!
Dzięki za sprostowanie niektórych informacji, to przydatne. Chociaż nie tak znowu bardzo, bo jakie to teraz ma znaczenie z jakich powodów Darwin został teologiem? Jeżeli fakt, że ktoś traci czas na takie duperele, o czymś świadczy, to chyba tylko o zamiłowaniu do dyskutowania - mniejsza z tym po co.
W tych ważniejszych punktach, problem mam z tym, że duże fragmenty tej analizy są, jak by to powiedzieć... zbędne. Niepotrzebne. Bo nie z tym problem co facet na filmie powiedział, tylko z tym, że nie ma dobrej woli wysłuchać co miał na myśli i o co mu chodziło. A problem ten wynika z faktu dogmatycznego zakładania, że ewolucja zachodzi bo zachodzi. To jest religijne podejście do ewolucji, podobnie zresztą jak do nauki, która jest po prostu jedną z metod dochodzenia do prawdy, a nie czymś co się wyznaje. Pisanie "Nauka" z dużej litery pokazuje nie naukowy sceptycyzm ale Kult Nauki.
Dlatego pomimo słusznie wykazanych wad tego kreacjonisty, przyznać mu muszę, że to jemu jest bliżej do podejścia naukowego. Bo przynajmniej potrafi odrzucić założenia i zdobyć się na sceptycyzm, na polu które bada.
Szkoda, że nie potrafi tego samego zrobić w odniesieniu do Biblii.
Ale zastanawiam się czy to w ogóle możliwe. Wszyscy jesteśmy ludźmi, a im bardziej coś wyznajemy tym trudniej tam o sceptycyzm. To tak, jakby wymagać od kogoś, żeby strzelał w samolot, którym leci, żeby udowodnić że jest kuloodporny.
Stąd wynika paradoks, że najbardziej godni wysłuchania są ci, którzy najbardziej mają wszystko w dupie. Tyle, że skoro mają wszystko w dupie, to dyskusje też mają w dupie, więc się od nich niewiele dowiemy.
Co też wyjaśnia, dlaczego rzadko się na tym forum udzielam w kwestiach ewolucyjno-kreacjonistycznych.
Bo mam w dupie 90% tego, o czym się dyskutuje. Nie wiem jak innych, ale mnie interesują tylko te kwestie, które niosą praktyczne implikacje. W szczególności najważniejsze dwa pytania: czy życie w dzisiejszej formie mogło się rozwinąć spontanicznie, bez zewnętrznego planu, projektu i ingerencji oraz czy życie może spontanicznie powstać od materii nieożywionej.
Na oba pytania orzekam zdecydowanie: nie.
Ale, że jest to materiał poszlakowy i jak najbardziej podlega dyskusji, to też chętnie słucham dalej. Tylko ciężko idzie, bo większość takich dyskusji bardzo szybko traci z oczu cel całej rozmowy.
No, chyba że celem jest tylko pogadać sobie (bo się fajnie gada), pokazać jakim się jest mądrym albo pokazać, że kto inny jest głupi. W takim wypadku mówię: powodzenia, bawcie się dobrze!
Dzięki za sprostowanie niektórych informacji, to przydatne. Chociaż nie tak znowu bardzo, bo jakie to teraz ma znaczenie z jakich powodów Darwin został teologiem? Jeżeli fakt, że ktoś traci czas na takie duperele, o czymś świadczy, to chyba tylko o zamiłowaniu do dyskutowania - mniejsza z tym po co.
W tych ważniejszych punktach, problem mam z tym, że duże fragmenty tej analizy są, jak by to powiedzieć... zbędne. Niepotrzebne. Bo nie z tym problem co facet na filmie powiedział, tylko z tym, że nie ma dobrej woli wysłuchać co miał na myśli i o co mu chodziło. A problem ten wynika z faktu dogmatycznego zakładania, że ewolucja zachodzi bo zachodzi. To jest religijne podejście do ewolucji, podobnie zresztą jak do nauki, która jest po prostu jedną z metod dochodzenia do prawdy, a nie czymś co się wyznaje. Pisanie "Nauka" z dużej litery pokazuje nie naukowy sceptycyzm ale Kult Nauki.
Dlatego pomimo słusznie wykazanych wad tego kreacjonisty, przyznać mu muszę, że to jemu jest bliżej do podejścia naukowego. Bo przynajmniej potrafi odrzucić założenia i zdobyć się na sceptycyzm, na polu które bada.
Szkoda, że nie potrafi tego samego zrobić w odniesieniu do Biblii.
Ale zastanawiam się czy to w ogóle możliwe. Wszyscy jesteśmy ludźmi, a im bardziej coś wyznajemy tym trudniej tam o sceptycyzm. To tak, jakby wymagać od kogoś, żeby strzelał w samolot, którym leci, żeby udowodnić że jest kuloodporny.
Stąd wynika paradoks, że najbardziej godni wysłuchania są ci, którzy najbardziej mają wszystko w dupie. Tyle, że skoro mają wszystko w dupie, to dyskusje też mają w dupie, więc się od nich niewiele dowiemy.
Co też wyjaśnia, dlaczego rzadko się na tym forum udzielam w kwestiach ewolucyjno-kreacjonistycznych.
Bo mam w dupie 90% tego, o czym się dyskutuje. Nie wiem jak innych, ale mnie interesują tylko te kwestie, które niosą praktyczne implikacje. W szczególności najważniejsze dwa pytania: czy życie w dzisiejszej formie mogło się rozwinąć spontanicznie, bez zewnętrznego planu, projektu i ingerencji oraz czy życie może spontanicznie powstać od materii nieożywionej.
Na oba pytania orzekam zdecydowanie: nie.
Ale, że jest to materiał poszlakowy i jak najbardziej podlega dyskusji, to też chętnie słucham dalej. Tylko ciężko idzie, bo większość takich dyskusji bardzo szybko traci z oczu cel całej rozmowy.
No, chyba że celem jest tylko pogadać sobie (bo się fajnie gada), pokazać jakim się jest mądrym albo pokazać, że kto inny jest głupi. W takim wypadku mówię: powodzenia, bawcie się dobrze!