2017-04-21, 03:05 PM
Widzisz Geraldzie, sprawa jest taka, że mam mało argumentów na poparcie kreacjonizmu. Czuję się natomiast związany emocjonalnie z kreacjonizmem. Tak samo jak czuję się związany emocjonalnie z Biblią. Hmm... odrzucenie czegoś takiego jak wiara w Boga nie jest sprawą prostą.
Pojawia się wiele wątpliwości dotyczących tego, co będzie dalej, jeślibym na przykład przeszedł na wiarę w ewolucję, na ateizm. Co by to oznaczało w moim życiu?
Poza tym nie jest dla mnie ewolucja zbyt chwytliwa. Nie jest dla mnie alternatywą dla Boga. Jest na to za słaba. Może za słabo ją "liznąłem". A może po prostu to, co zostało mi wpojone trudno wysączyć z mojego umysłu. Bo może rozumowo to ewolucja jest rozbudowana, ale nie przemawia do mojego serca.
Tak na marginesie - nie lubię zamkniętych elit, które twierdzą, że mają monopol na prawdę. Może dlatego w moim wnętrzu tli się płomień przekory - jak widzę ewolucjonistę, który zaczyna wykładać mi bardzo złożone sprawy, których nie jestem w stanie zrozumieć to zaczynam stawać okoniem. Podobnie jak mam do czynienia z gorliwą katoliczką, która odsądza od czci i wiary każdego kto nie myśli tak jak ona - też zaczynam wierzgać.
Dodatkowe trudności przynosi zdefiniowanie czym jest wiara w Boga. Odrzucenie poczucia bezpieczeństwa - iluzorycznego, czy też nie - też nie jest łatwe. Już od młodości wtłacza się ludziom pewne wzorce zachowań i nazywa się to wiarą. Uczy się, że święto to przede wszystkim posiłek, a nie odpoczynek, względnie modlitwa. Z jednej strony pewnie wielu z chrześcijan boryka się z tym uczuciem niespełnienia duchowego, z drugiej strony nie wiedzą jak postawić pierwszy krok do zmiany.
W procesie dochodzenia do prawdy muszę przyznać się do swojej niewiedzy. To tyle.
Pojawia się wiele wątpliwości dotyczących tego, co będzie dalej, jeślibym na przykład przeszedł na wiarę w ewolucję, na ateizm. Co by to oznaczało w moim życiu?
Poza tym nie jest dla mnie ewolucja zbyt chwytliwa. Nie jest dla mnie alternatywą dla Boga. Jest na to za słaba. Może za słabo ją "liznąłem". A może po prostu to, co zostało mi wpojone trudno wysączyć z mojego umysłu. Bo może rozumowo to ewolucja jest rozbudowana, ale nie przemawia do mojego serca.
Tak na marginesie - nie lubię zamkniętych elit, które twierdzą, że mają monopol na prawdę. Może dlatego w moim wnętrzu tli się płomień przekory - jak widzę ewolucjonistę, który zaczyna wykładać mi bardzo złożone sprawy, których nie jestem w stanie zrozumieć to zaczynam stawać okoniem. Podobnie jak mam do czynienia z gorliwą katoliczką, która odsądza od czci i wiary każdego kto nie myśli tak jak ona - też zaczynam wierzgać.
Dodatkowe trudności przynosi zdefiniowanie czym jest wiara w Boga. Odrzucenie poczucia bezpieczeństwa - iluzorycznego, czy też nie - też nie jest łatwe. Już od młodości wtłacza się ludziom pewne wzorce zachowań i nazywa się to wiarą. Uczy się, że święto to przede wszystkim posiłek, a nie odpoczynek, względnie modlitwa. Z jednej strony pewnie wielu z chrześcijan boryka się z tym uczuciem niespełnienia duchowego, z drugiej strony nie wiedzą jak postawić pierwszy krok do zmiany.
W procesie dochodzenia do prawdy muszę przyznać się do swojej niewiedzy. To tyle.