Liczba postów: 513
Liczba wątków: 32
Dołączył: 2016 Jun
Reputacja:
64
Czy kiedykolwiek zdarzyło Wam się przeżywać cierpienie, np. z powodu utraty kogoś bliskiego, bądź żyć ze świadomością, że na świecie jest tyle zła, na które nie ma lekarstwa i ktoś z Waszych znajomych bliskich lub dalszych doświadcza właśnie zła? Sądzę, że tak. Ludzie różnie tłumaczą sobie przeżywanie cierpienia; że jest to część życia każdego z nas, że jego przyczyną są grzechy z przeszłości, bądź że Bóg ma jakiś inny cel, aby nas doświadczać w cierpieniu.
Ludzie różnią się w podejściu do tego problemu. Jedni twierdzą, że w cierpieniu można znaleźć sens, że prowadzi ono do poznania prawdy. Inni natomiast twierdzą wręcz przeciwnie - że cierpienie nie ma większego sensu, że nie należy w nim szukać celu i zbytnie wnikanie w tą tematykę prowadzi do złych skutków.
Kiedy tak zastanawiam się nad tym, jaki jest Bóg, dlaczego na przykład nie postanowił, aby ludzie wybili się co do nogi za czasów Noego - to znaczy ci niesprawiedliwi nie wybili tych sprawiedliwych, dlaczego z drugiej strony znosi, że na Ziemi obecnie, jak i w przeszłości działo się tyle złego - ofiary z ludzi, wojny, zdrady itd., to rozumiem, że możliwym jest, że nie jest On, Bóg, typem generała który stoi na posterunku i dogląda każdego naszego ruchu, tylko raczej podejmuje pewne działania, gdy jest taka potrzeba. Zastanawia mnie jednak dlaczego czasem czeka wydawałoby się w nieskończoność, a czasami ucina ból zanim się pojawi, nie dopuszcza do tego, aby powstał.
Pewnie można by rzec, że to nie Bóg, to ludzie rządzą teraz Ziemią i może nawet jest to prawda. I zarówno zasługi jak i kary, np. za niewiedzę, przypadają na ludzkość, a nie Bogu. Ale co zrobić z błędami i, kogo obarczyć winą za wszystkie pomyłki jakie ludzkość popełniła? Czy ma sama siebie karać, a może właśnie tak cały czas robimy? Karzemy siebie nawzajem za winy świata, zamiast sobie wybaczyć i znaleźć innego kozła ofiarnego? Może właśnie do tego była potrzebna postać Mesjasza, który zbierze winy całego świata?
Wiem, że dla niektórych, a może nawet dla większości moja pisanina to może być czarna magia, budowanie wierzeń na niesprawdzonych przesłankach albo dorabianie sobie filozofii tam, gdzie nie trzeba i ogólnie utrudnianie sobie życia.
Tak mi się wydaje, że niektórzy unikają rozmów na tematy trudne, bo lubią mieć w głowie wszystko poukładane, nieważne, czy jest to zgodne z prawdą, czy nie, czy jest poukładane prawidłowo, czy nieprawidłowo. A ja twierdzę, że po prostu chciałbym zrozumieć, jak to wszystko się kręci, na zewnątrz, jak i w umysłach ludzi.
Liczba postów: 274
Liczba wątków: 10
Dołączył: 2017 Jul
Reputacja:
49
2019-02-13, 02:52 PM
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 2019-02-13, 02:54 PM przez Daniel.)
@Przemeks
„Czy kiedykolwiek zdarzyło Wam się przeżywać cierpienie, np. z powodu utraty kogoś bliskiego, bądź żyć ze świadomością, że na świecie jest tyle zła, na które nie ma lekarstwa i ktoś z Waszych znajomych bliskich lub dalszych doświadcza właśnie zła? Sądzę, że tak. Ludzie różnie tłumaczą sobie przeżywanie cierpienia; że jest to część życia każdego z nas, że jego przyczyną są grzechy z przeszłości, bądź że Bóg ma jakiś inny cel, aby nas doświadczać w cierpieniu.”
Jakuba 1:13
„Ludzie różnią się w podejściu do tego problemu. Jedni twierdzą, że w cierpieniu można znaleźć sens, że prowadzi ono do poznania prawdy. Inni natomiast twierdzą wręcz przeciwnie - że cierpienie nie ma większego sensu, że nie należy w nim szukać celu i zbytnie wnikanie w tą tematykę prowadzi do złych skutków.”
Generalnie cierpienie nie ma żadnego sensu.
Głupiego nic nie nauczy a mądremu tym bardziej nie jest do niczego potrzebne.
Skoro jako konsekwencja rządów człowieka na Ziemi jednak jest to trzeba się jakoś w tej sytuacji odnaleźć.
„Kiedy tak zastanawiam się nad tym, jaki jest Bóg, dlaczego na przykład nie postanowił, aby ludzie wybili się co do nogi za czasów Noego - to znaczy ci niesprawiedliwi nie wybili tych sprawiedliwych, dlaczego z drugiej strony znosi, że na Ziemi obecnie, jak i w przeszłości działo się tyle złego - ofiary z ludzi, wojny, zdrady itd., to rozumiem, że możliwym jest, że nie jest On, Bóg, typem generała który stoi na posterunku i dogląda każdego naszego ruchu, tylko raczej podejmuje pewne działania, gdy jest taka potrzeba. Zastanawia mnie jednak dlaczego czasem czeka wydawałoby się w nieskończoność, a czasami ucina ból zanim się pojawi, nie dopuszcza do tego, aby powstał.
Pewnie można by rzec, że to nie Bóg, to ludzie rządzą teraz Ziemią i może nawet jest to prawda. I zarówno zasługi jak i kary, np. za niewiedzę, przypadają na ludzkość, a nie Bogu.”
Racja. Rządy ludzkie. Uważam, że właśnie jedynym rozsądnym wytłumaczeniem sytuacji jaka panuje na Ziemi od buntu Adama i Ewy jest to, że Bóg dopuszcza by przez określony czas na Ziemi działa się wola Jego zbuntowanych stworzeń. Zaplanował, że powstrzyma się od natychmiastowych działań i cierpliwie zaczeka do wyznaczonego czasu gdy sytuację na Ziemi definitywnie naprawi. To jest przecież główny temat Biblii.
A puki co pozwala by ludzie spróbowali wszystkich swoich rozwiązań.
Uczciwie i sprawiedliwie podchodzi do do tego. Dlatego ingerował i ingeruje w sprawy narodów wyłącznie wtedy gdy już jakieś zupełnie głupie ludzkie pomysły i działania kolidują z działaniami Boga związanymi ze sprawami Jego Królestwa. Przez całe wieki dbał i dopilnował by w odpowiednim czasie i miejscu pojawił się Potomek, który okazał się Chrystusem.
Zainterweniował też przy kilku okazjach gdy ludzkie działania totalnie już zmierzały w stronę jakiejś totalnej monokultury lub dominowania jakiejś małej grupy ludzi nad wszystkimi innymi (np: pomieszanie języków, potop, skrócenie długości życia ludzi)
Działał i działa też ciągle wtedy gdy trudności stają się ponad siły Jego lojalnych sług (1Kor 10:13)
Choć w takich sytuacjach akurat pomoc Boża nie przejawia się najczęściej w jakichś cudownych uzdrowieniach, ratunku od śmierci itp. Wystarczy spojrzeć np na Jezusa i apostołów, którzy się nacierpieli i poumierali w różny sposób. Bardziej chodzi o pomoc w dochowaniu wiary.
Wg Biblii śmierć nie jest problemem, bo Bóg zaplanował przecież zmartwychwstanie. Problemem jest zaparcie się wiary w to co Bóg zaplanował.
„Ale co zrobić z błędamii, kogo obarczyć winą za wszystkie pomyłki jakie ludzkość popełniła? Czy ma sama siebie karać, a może właśnie tak cały czas robimy? Karzemy siebie nawzajem za winy świata, zamiast sobie wybaczyć i znaleźć innego kozła ofiarnego? Może właśnie do tego była potrzebna postać Mesjasza, który zbierze winy całego świata?”
Po co się karać? Jezus pokazał, że lepiej naprawiać tylko to co się da i skupić się na działaniach potwierdzających wiarę w to że jest on obiecanym Chrystusem. Królem wyznaczonym przez Boga Jehowę.
Przykładem pokazał jak to robić.
W działaniach Jezusa nie było paniki. Wszystko jest pod kontrolą.
„Wiem, że dla niektórych, a może nawet dla większości moja pisanina to może być czarna magia, budowanie wierzeń na niesprawdzonych przesłankach albo dorabianie sobie filozofii tam, gdzie nie trzeba i ogólnie utrudnianie sobie życia.
Tak mi się wydaje, że niektórzy unikają rozmów na tematy trudne, bo lubią mieć w głowie wszystko poukładane, nieważne, czy jest to zgodne z prawdą, czy nie, czy jest poukładane prawidłowo, czy nieprawidłowo. A ja twierdzę, że po prostu chciałbym zrozumieć, jak to wszystko się kręci, na zewnątrz, jak i w umysłach ludzi.
Niestety „powszechne chrześcijaństwo” kojarzy się bardziej z naiwnym przekonaniem, że Bóg nieustannie się we wszystko się miesza.
Tłumaczą, że Bogu coś na Ziemi nie wyszło już na początku. I na dodatek nadal nie wychodzi albo wręcz jeszcze dodatkowo specjalnie sprowadza cierpienia na ludzi.
Bez sensu...
Mimo iż dobrze znają i przez wieki bezmyślnie klepią słowa wzoru modlitwy jaki podał Jezus,
(„Niech przyjdzie Twoje Królestwo. Niech się dzieje Twoja wola, jak w niebie, tak i na ziemi.”
Mat 6:10) to Królestwo Boże jest niestety dla większości pustym, nic nie wnoszącym terminem niezwiązanym z Ziemią.
Tego chciałby Jezus?
Liczba postów: 29
Liczba wątków: 0
Dołączył: 2018 Jul
Reputacja:
5
Przemeks pisze:
cytuję:"Tak mi się wydaje, że niektórzy unikają rozmów na tematy trudne, bo lubią mieć w głowie wszystko poukładane, nieważne, czy jest to zgodne z prawdą, czy nie, czy jest poukładane prawidłowo, czy nieprawidłowo. A ja twierdzę, że po prostu chciałbym zrozumieć, jak to wszystko się kręci, na zewnątrz, jak i w umysłach ludzi."
Bardzo bliskie są mi te słowa. Cały twój wpis mogę podsumować: jesteśmy jednej mysli.
Daniel pisze:
cytuję:"Niestety „powszechne chrześcijaństwo” kojarzy się bardziej z naiwnym przekonaniem, że Bóg nieustannie się we wszystko się miesza."
Tak jest, niestey. Normalnie nie da się rozmawiać z ludźmi, którzy są zapatrzeni tylko w Biblię i każde słowo przecedzają przez pryzmat Księgi. Niektórzy są zupełnie oderwani od rzeczywistości i można im przedstawiać przykłady z życia codziennego, własne reflekse...to ci powiedża, że jesteś "ze świata', że niezbawiony i marsz do piekła.
Uważam, cierpienie jest bo jest. Nie wiem, czy ludzie poszczególni zasłużyli na konkretne cierpienia. Nie wiem też dlaczego tłumaczy się, że to wola Boża, że cierpienie prowadzi do lepszego życia, do zaufania Bogu itp. Dla mnie to banały, bo z doświadczenia własnego wiem, że jest wręcz odwrotnie. Wmawia się ludziom od dziecka, że Bóg nad wszystkim czuwa, że nie dopuści aby wierzacemu krzywda się stała itp. A życie pokazuje coś innego. I trudno się dziwić w takim kontekście, że ludzi pokrzywdzeni obarczają Boga o swoje porażki, choroby, kłopoty, a nawet w ekstremalnych sytuacjach przeklinają Boga, odchodzą od wiary. Gdyby nas uczono odpowiedzialności, ale tak na skalę całej ludzkości, że my sami odpowiadamy za swoje czyny, że ingerując w naturę i ją niszcząc poniesiemy konsekwencje (choroby) to może inaczej byśmy do wszystkiego podchodzili. Bardziej bysmy pilnowali się nawzajem, kontrolowali działania szalonych naukowców, którzy już dawno przekroczyli granice ingerując i poprawiając Boże stworzenie.
|