Konq
Ściślej rzecz ujmując to mądrość rozumiem bardziej jako umiejętność zastosowania posiadanej wiedzy. Sama wiedza nie wystarczy.
Można mieć głowę zawaloną różnymi danymi i zupełnie nie umieć wyciągnąć z nich sensownych wniosków.
Tak jak w przykładzie z lodówką.
Jest lodówka, a mimo to użytkownik mający masę wiedzy o jej technikaliach nie umie jej naprawić. Nie zna na dodatek projektanta i producenta i wyciąga wniosek, że sama powstała. No bo skoro on jest tak mądry i nie potrafi to na pewno nie jest dziełem inteligentnego twórcy.
Jak ktoś jeszcze zaburzy jego rozumienie sytuacji i w miejsce lodówki zacznie gadać o pralce to robi się już totalny mętlik w głowie.
Mimo nawet ogromu danych w głowie, olbrzymiej wiedzy to myślenie szwankuje - brak mądrości. Tak to rozumiem.
Ma to związek z z myśleniem abstrakcyjnym.
Albo raczej jego brakiem
Przesadne przywiązanie do swoich definicji, swojego zrozumienia, tego co widzimy i akceptujemy utrudnia rozumienie.
Przykład:
Człowiek nie może latać - to przecież fakt.
No więc będzie chodził po Ziemi i nawet nie pomyśli, że mógłby się od niej na dłużej oderwać. Nie potrafi oderwać się od zdefiniowanych zaakceptowanych sztywno faktów.
Dopóki nie trafi się jakiś Dedal, da Vinci, Cornu, Lilienthal, którzy - pomijając oczywisty przecież fakt, że człowiek latać nie może - spojrzą w niebo, pogłówkują, przełożą to na możliwości adaptacji przez człowieka, wyciągną wnioski i...umożliwią człowiekowi latanie.
Podobnie ma się sprawa z Biblią.
Jest kierowana do osób, którym własne zrozumienie akceptowalnych sztywnych definicji nie będzie blokowało umiejętności myślenia i kojarzenia.
Biblia nie podaje np nigdzie imienia stworzenia, które stało się szatanem/diabłem.
Określany jest jako wąż, zły, niegodziwiec, bóg/władca tego świata itd. (np:1Jan 5:19;Mat 13:38; 2Kor 4:4; Jana 14:30; Objawienie 12:9)
Dlatego dla wielu zadaniem ponad siły może być połączenie tego w jakąś całość.
Wygodniej jest np pozostać przy definicji, że Diabeł jest rogatą kudłatą bestią, którą wysługuje się Bóg.
Nawet ktoś mogący mieć ogromną wiedzę na temat sytuacji opisanej w Rodzaju będzie miał trudności w skojarzeniu tego z informacjami z Ezechiela opisującej przecież...króla Tyru.
Podobnie ma się sprawa z proroctwami mesjańskimi. Do każdego przecież można się przyczepić, zakwestionować w oparciu o akceptowalne definicje. Jedno odnosi się przecież do syna człowieczego, inne do pana, inne do wybawcy, inne do syna Dawida itd.
Zadajesz jeszcze pytanie:
„Z ciekawości więc zapytam, na czym więc polega te osławione panowanie "nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi", skoro nie można ich było jeść?”
Dopytam, żeby nie było że pochopnie wyciągam wnioski:
Czy uważasz, że sens trzymania w domu psa, kota, chomika, kanarka itd sprowadza się do tego, że możesz je zjeść?
Czy zjadasz wszystkie zwierzaki nad którym w jakiś sposób „panujesz”?
Ściślej rzecz ujmując to mądrość rozumiem bardziej jako umiejętność zastosowania posiadanej wiedzy. Sama wiedza nie wystarczy.
Można mieć głowę zawaloną różnymi danymi i zupełnie nie umieć wyciągnąć z nich sensownych wniosków.
Tak jak w przykładzie z lodówką.
Jest lodówka, a mimo to użytkownik mający masę wiedzy o jej technikaliach nie umie jej naprawić. Nie zna na dodatek projektanta i producenta i wyciąga wniosek, że sama powstała. No bo skoro on jest tak mądry i nie potrafi to na pewno nie jest dziełem inteligentnego twórcy.
Jak ktoś jeszcze zaburzy jego rozumienie sytuacji i w miejsce lodówki zacznie gadać o pralce to robi się już totalny mętlik w głowie.
Mimo nawet ogromu danych w głowie, olbrzymiej wiedzy to myślenie szwankuje - brak mądrości. Tak to rozumiem.
Ma to związek z z myśleniem abstrakcyjnym.
Albo raczej jego brakiem
Przesadne przywiązanie do swoich definicji, swojego zrozumienia, tego co widzimy i akceptujemy utrudnia rozumienie.
Przykład:
Człowiek nie może latać - to przecież fakt.
No więc będzie chodził po Ziemi i nawet nie pomyśli, że mógłby się od niej na dłużej oderwać. Nie potrafi oderwać się od zdefiniowanych zaakceptowanych sztywno faktów.
Dopóki nie trafi się jakiś Dedal, da Vinci, Cornu, Lilienthal, którzy - pomijając oczywisty przecież fakt, że człowiek latać nie może - spojrzą w niebo, pogłówkują, przełożą to na możliwości adaptacji przez człowieka, wyciągną wnioski i...umożliwią człowiekowi latanie.
Podobnie ma się sprawa z Biblią.
Jest kierowana do osób, którym własne zrozumienie akceptowalnych sztywnych definicji nie będzie blokowało umiejętności myślenia i kojarzenia.
Biblia nie podaje np nigdzie imienia stworzenia, które stało się szatanem/diabłem.
Określany jest jako wąż, zły, niegodziwiec, bóg/władca tego świata itd. (np:1Jan 5:19;Mat 13:38; 2Kor 4:4; Jana 14:30; Objawienie 12:9)
Dlatego dla wielu zadaniem ponad siły może być połączenie tego w jakąś całość.
Wygodniej jest np pozostać przy definicji, że Diabeł jest rogatą kudłatą bestią, którą wysługuje się Bóg.
Nawet ktoś mogący mieć ogromną wiedzę na temat sytuacji opisanej w Rodzaju będzie miał trudności w skojarzeniu tego z informacjami z Ezechiela opisującej przecież...króla Tyru.
Podobnie ma się sprawa z proroctwami mesjańskimi. Do każdego przecież można się przyczepić, zakwestionować w oparciu o akceptowalne definicje. Jedno odnosi się przecież do syna człowieczego, inne do pana, inne do wybawcy, inne do syna Dawida itd.
Zadajesz jeszcze pytanie:
„Z ciekawości więc zapytam, na czym więc polega te osławione panowanie "nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi", skoro nie można ich było jeść?”
Dopytam, żeby nie było że pochopnie wyciągam wnioski:
Czy uważasz, że sens trzymania w domu psa, kota, chomika, kanarka itd sprowadza się do tego, że możesz je zjeść?
Czy zjadasz wszystkie zwierzaki nad którym w jakiś sposób „panujesz”?