@Konq
"Tyle, że wierzący nie mają innego wyjścia, jak właśnie przedstawić zasadę kija i marchewki, przeciwko niewierzącym/innowierzącym. Zakładam że to jedyny powód, aby wierzyć w Boga, czyli bać się go i liczyć na nagrodę. W innym wypadku to ateiści mieliby rację - Bóg nie jest potrzebny, aby żyć i być moralną osobą."
Są też inne powody, znacznie lepsze tak jak w każdej zdrowej relacji:
miłość, przyjaźń, wdzięczność wynikająca np z przekonania, że nas rewelacyjnie stworzył, przywiązanie, zaufanie, pewność, stabilizacja, poczucie sensu i inne. Wszystko to co sprawia, że jest komuś z Bogiem dobrze.
Porównanie, nie będzie może do końca adekwatne ale to trochę jak z małżeństwem jest. Jeśli ktoś wiąże się i jest z kimś dla samej nagrody, albo strachu, że będzie sam to relacja będzie taka sobie i prędzej czy później żółć będzie się wylewała na lewo i prawo. Jak z wielu nazywających się chrześcijanami
Tak niestety to działa. Nazwanie się chrześcijaninem nie gwarantuje zbawienia ani nie czyni lepszym człowiekiem. Znam kilku ludzi niewierzących, którzy mają całkiem sensowne życiowe zasady i są w zwyczajny sposób bardziej "do życia" niż niejeden podający się za chrześcijanina albo wierzącego.
Jeśli jednak relacja z Bogiem wypływa z dobrych, zdrowych pobudek to powstaje coś co jest nie do zastąpienia. Takie coś warto budować. A nie np relację opartą na strachu przed piekłem, które jest na dodatek naleciałością z "drugiej (pogańskiej) wersji Boga" Chore to jest.
Dlatego nie rozumiem, dlaczego tak powszechnie używa się "kija i marchewki" w postaci np podrasowanych wyobrażeń nieba i piekła.
Lepiej starać się poznać i zrozumieć Boga. I nic na siłę
"Tyle, że wierzący nie mają innego wyjścia, jak właśnie przedstawić zasadę kija i marchewki, przeciwko niewierzącym/innowierzącym. Zakładam że to jedyny powód, aby wierzyć w Boga, czyli bać się go i liczyć na nagrodę. W innym wypadku to ateiści mieliby rację - Bóg nie jest potrzebny, aby żyć i być moralną osobą."
Są też inne powody, znacznie lepsze tak jak w każdej zdrowej relacji:
miłość, przyjaźń, wdzięczność wynikająca np z przekonania, że nas rewelacyjnie stworzył, przywiązanie, zaufanie, pewność, stabilizacja, poczucie sensu i inne. Wszystko to co sprawia, że jest komuś z Bogiem dobrze.
Porównanie, nie będzie może do końca adekwatne ale to trochę jak z małżeństwem jest. Jeśli ktoś wiąże się i jest z kimś dla samej nagrody, albo strachu, że będzie sam to relacja będzie taka sobie i prędzej czy później żółć będzie się wylewała na lewo i prawo. Jak z wielu nazywających się chrześcijanami
Tak niestety to działa. Nazwanie się chrześcijaninem nie gwarantuje zbawienia ani nie czyni lepszym człowiekiem. Znam kilku ludzi niewierzących, którzy mają całkiem sensowne życiowe zasady i są w zwyczajny sposób bardziej "do życia" niż niejeden podający się za chrześcijanina albo wierzącego.
Jeśli jednak relacja z Bogiem wypływa z dobrych, zdrowych pobudek to powstaje coś co jest nie do zastąpienia. Takie coś warto budować. A nie np relację opartą na strachu przed piekłem, które jest na dodatek naleciałością z "drugiej (pogańskiej) wersji Boga" Chore to jest.
Dlatego nie rozumiem, dlaczego tak powszechnie używa się "kija i marchewki" w postaci np podrasowanych wyobrażeń nieba i piekła.
Lepiej starać się poznać i zrozumieć Boga. I nic na siłę