2015-04-13, 11:08 PM
Witam wszystkich.
Być może użytkownicy forum "sprzed potopu" pamiętają że forum pomogło mi w podjęciu decyzji o zaufaniu Bogu i Chrystusowi. Od tego czasu trochę działo się w moim życiu, ale mam problem z jedną kwestią...
O ile nie sprawia mi problemu rozmawianie o Jezusie z ludźmi których znam to gdy przychodzi do rozmów z rodziną to nachodzi mnie strach który praktycznie mnie paraliżuje i ściska gardło tak, że nie mogę nic powiedzieć.
Pamiętam jak kilka lat temu zacząłem szukać Boga i błądzić z powodu tego że go nie znałem. Próbowałem wtedy porozmawiać o tym z rodzicami. Nie była to miła rozmowa, skończyła się na awanturze i ich słowach, że "dopóki jestem na ich utrzymaniu mam być katolikiem". Krótko po tamtej rozmowie wujek zaczął mówić że nie przyjdzie na mój ślub jak przestanę wierzyć w Maryję...
Of czasu jak się nawróciłem i jeżdżę na spotkania do Katowic, próbowałem o tym porozmawiać z rodzicami i za każdym razem nachodził mnie strach który to niweczył. W głowie stawały te wspomnienia i parę innych rzeczy. Tak jak to że studiuję i wciąż jestem niestety na utrzymaniu rodziny...
Prosiłem Boga o pomoc w tej rozmowie, ale strach nie pozwala mi jej rozpocząć. Po każdej próbie mam coraz większe wyrzuty sumienia i poczucie, że nie nadaje się na sługę Jezusa. Do tego ostatnio rodzina coraz gorzej patrzy na moje wyjazdy na spotkania odwykowe...
Ech. Szczerze mówiąc to wszystko wydaje mi się beznadziejne i nachodzą mnie wątpliwości czy wysyłać ten wątek. Chociaż pisząc słowa o wątpliwościach poczułem uspokojenie i namowę do założenia tego wątku. Wciąż jestem młody w wierze i cały czas poznaje Boga, w mojej najbliższej okolicy (czyli do kilkudziesięciu kilometrów) nie mogę natrafić na chrześcijan. Do najbliższej grupki którą znam mam 50 kilometrów. Być może tutaj uda mi się porozmawiać z ludźmi i spojrzeć na tą sprawę że strony, z której nie umiem tego zrobić samodzielnie.
Być może użytkownicy forum "sprzed potopu" pamiętają że forum pomogło mi w podjęciu decyzji o zaufaniu Bogu i Chrystusowi. Od tego czasu trochę działo się w moim życiu, ale mam problem z jedną kwestią...
O ile nie sprawia mi problemu rozmawianie o Jezusie z ludźmi których znam to gdy przychodzi do rozmów z rodziną to nachodzi mnie strach który praktycznie mnie paraliżuje i ściska gardło tak, że nie mogę nic powiedzieć.
Pamiętam jak kilka lat temu zacząłem szukać Boga i błądzić z powodu tego że go nie znałem. Próbowałem wtedy porozmawiać o tym z rodzicami. Nie była to miła rozmowa, skończyła się na awanturze i ich słowach, że "dopóki jestem na ich utrzymaniu mam być katolikiem". Krótko po tamtej rozmowie wujek zaczął mówić że nie przyjdzie na mój ślub jak przestanę wierzyć w Maryję...
Of czasu jak się nawróciłem i jeżdżę na spotkania do Katowic, próbowałem o tym porozmawiać z rodzicami i za każdym razem nachodził mnie strach który to niweczył. W głowie stawały te wspomnienia i parę innych rzeczy. Tak jak to że studiuję i wciąż jestem niestety na utrzymaniu rodziny...
Prosiłem Boga o pomoc w tej rozmowie, ale strach nie pozwala mi jej rozpocząć. Po każdej próbie mam coraz większe wyrzuty sumienia i poczucie, że nie nadaje się na sługę Jezusa. Do tego ostatnio rodzina coraz gorzej patrzy na moje wyjazdy na spotkania odwykowe...
Ech. Szczerze mówiąc to wszystko wydaje mi się beznadziejne i nachodzą mnie wątpliwości czy wysyłać ten wątek. Chociaż pisząc słowa o wątpliwościach poczułem uspokojenie i namowę do założenia tego wątku. Wciąż jestem młody w wierze i cały czas poznaje Boga, w mojej najbliższej okolicy (czyli do kilkudziesięciu kilometrów) nie mogę natrafić na chrześcijan. Do najbliższej grupki którą znam mam 50 kilometrów. Być może tutaj uda mi się porozmawiać z ludźmi i spojrzeć na tą sprawę że strony, z której nie umiem tego zrobić samodzielnie.